Ostrzeżenie

Niektóre wpisy na tym blogu są pisane stylem subiektywnym - piszę to co myślę. Często mogą znajdować się tam niecenzuralne wyrażenia i zwroty. To są tylko i wyłącznie moje poglądy.

Drogi użytkowniku masz prawo się z nimi nie zgadzać, uszanuję to. Ale oczekuję w zamian takiej samej tolerancji wobec mnie.

Jeśli mimo wszystko razi Ciebie styl i język w niniejszych wpisach, natychmiast opuść tą stronę.

Szukaj, a znajdziesz...

Sznurki

Obsługiwane przez usługę Blogger.
środa, 7 listopada 2012

Strzelamy focha, bo ktoś niszczy nam biletomaty

Wpis traktuje o sytuacji we Wrocławiu z systemem biletowym UrbanCard.


Robi się co raz ciekawiej – od jakiegoś czasu nie sposób nie zauważyć, że zakup biletu nawet w sposób “nowoczesny”, czyli przez kartę to istna loteria. Ostatnio w autobusach i w tramwajach wystąpiła zmasowana awaria biletomatów “na kartę” bankomatową.

Słowem wstępu: przepraszam, jeśli poniższy tekst wyda się równający poziomem brukowcom – nie taki był zamysł autora. Poniższy wpis będzie felietonem odnośnie wrzawy biletowej systemu UrbanCard.

piątek, 17 sierpnia 2012

Najwyższej jakości

Tym razem nie będę się rozpisywał nie wiadomo na jaki długi elaborat. Będzie krótko.

Wczoraj wybrałem się do sklepu na zakupy, przechodziłem przez dział z oświetleniem i bateriami. Uwagę przykuło mi:

Bez-nazwy-2

No cóż – może to zwykłe przeoczenie, nieuwaga pracowników. Ale fakt, że baterie w ogóle nieużywane wylały do opakowania, które cały czas było oryginalnie zapakowane, świadczy o tej jakości, sygnowanej logo pewnego supermarketu.

PS. Mam nadzieję, że tańszy czteropak baterii po 1,35zł mi nie wyleje tak szybko, jak te droższe ;)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Pieprzę tą politykę.

Tak jak sobie patrzę na wypociny, jakie kiedyś do sieci klepałem, a jakie teraz sobie leżą gdzieś odłogiem na Crier Mediter, to zadziwiam samego siebie, że to tak niedawno, a jak bardzo to już czas odległy, no i mentalność też już inna.

Zadziwiam sam siebie, że kiedyś tyle mi się chciało, a teraz jakaś tego cząstka, tego entuzjazmu, gdzieś zanikła po drodze.

Sram serialem, który jeszcze jakiś czas temu oglądałem, no może nie aż tak namiętnie, ale tak więcej niż „od czasu do czasu”. Odkąd jednak stał się bardzo przewidywalny i dość na siłę urozmaicony powtarzającymi się zdarzeniami, wciskanymi na siłę plastikowymi postaciami, które namieszały w nadzwyczajnym życiu, który w rzeczywistości połowa Polaków nie zazna, a jeśli nawet, to w kilka lat, bo w serialu zdarza się to w przeciągu 2 odcinków, a z czego 10 to zasrane zastanawianie się, czy może prześpię się z X, a może z Y, a może z dwoma naraz, a w przerwie między tym, jakieś dresy pod bardzo oryginalną ksywką „nożownicy” skopią pięć razy mu tyłek, a on jeszcze wstanie i puknie się w głowę, by był szczęśliwszy.

Sram też różnymi programami informacyjnymi, tym komu dzisiaj coś wypadło (z rąk), tym jaki terrorysta stylizowany w gazecie się pojawił, albo który już komplet opon spalono przed Wiejską.

Znalazłem się pośrodku nicości, przejedzenia, przetrawienia i wyplucia.

Pocieszam się myślą, że mam za sobą już jedną uczelnię. Nerwów przy tym było co niemiara i w zasadzie jeszcze nie minęły - więcej będzie już za tydzień. Standardowo zamiast przy książkach, to ja siedzę kurwa w edytorze tekstu i piszę jakieś głupstwa, sącząc napój herbaciany i słuchając węgierskiego black metalu.

Nie wiem co dalej, tak oto siedzi tutaj średniowykształcony, przemądrzały, znerwicowany, cyniczny i pamiętliwy znachor, co tylko się w internecie wymądrza, a sam życia nie zna. Może kiedyś dorośnie i przestanie się nad sobą użalać.

Oby.